Ośmioletni maraton z Bitcoinem: czyli jak ubrać paciorki powtarzalności w zyski procentowe
Ach, cóż to były za czasy, kiedy Bitcoin, ten cyfrowy nowicjusz w finansowym parku, bawił się w berka z inwestorami! Grając w chowanego z bankami centralnymi i przeskakując przez regulacyjne sznurki, stawał się ulubieńcem tych, którzy mieli serce do ryzyka i oko na powtarzalność. A teraz, po ośmiu latach? Czy grając na tej powtarzalności, można było zrobić 100%, 200%, a może nawet 300% zysku? Odpowiedź brzmi: a jakże!
Zacznijmy od tego, że Bitcoin to nie tylko kryptowaluta, to także hodowla rollercoasterów dla emocji inwestorów. Każdy, kto miał odwagę wsiąść do tej gondoli bez biletu powrotnego, wiedział, że czeka go jazda życia. Powtarzalność Bitcoina – to coś w rodzaju finansowej „Dzień świstaka”, tylko zamiast Billa Murraya mamy anonimowych hodlerów z Reddit’a, trzymających swoje monety mocniej niż Jack Titanic swoją deskę.
No ale do rzeczy. Ośmioletnia gra na powtarzalności Bitcoina wyglądałaby jak bilet na loterię, w której wygrywa się nie przez szczęśliwy traf, ale przez uważną obserwację i cierpliwość. Cykle wzrostowe i spadkowe, halvingi co cztery lata – każdy z tych elementów to kolejne koraliki na sznurku doświadczenia, które hodlerzy nawlekają z każdym obrotem kalendarza.
Wyobraźmy sobie inwestora, który w 2015 roku kupił Bitcoina. Początkowo może i nie było fajerwerków, ale potem przyszły wzrosty i… ach, ta słodka euforia! Inwestor, nazwijmy go Jan Krypto, mógł sprzedać i zrealizować zyski, ale nie! On, zamiast tego, patrzył na te cykle jak na starego, dobrego znajomego, który przychodzi na herbatę co parę lat.
2017 rok przyniósł szaleństwo, które pozwoliło Janowi poczuć się jak na Woodstocku inwestycyjnym – wszyscy byli „high” od wzrostów. Ale on, choć kusiło, nie sprzedał – wiedział, że co wzrośnie, to i opadnie, jak sławny Newtonowski jabłek.
I tak, z każdym rokiem, z każdą falą wzrostową i spadkową, Jan Krypto nabierał doświadczenia. Zyski procentowe rosły, a on, zamiast panikować przy spadkach, kupował więcej, by potem, gdy nastąpiła kolejna wiosna Bitcoina, zbierać plony.
Czy da się to zrobić? Pytają sceptycy. A Jan Krypto, z uśmiechem spogląda na swoj historię transakcji i wie, że powtarzalność rynku to nie mit – to finansowa harmonia, która gra dla tych, co słuchają. Teraz, po ośmiu latach, zyski są jak dobre wino – tylko dojrzalsze.
Tak więc, drodzy inwestorzy, pamiętajcie – w świecie Bitcoina, powtarzalność to klucz do skarbca. I nie chodzi tu o zegarowe dokładanie monet, ale o zrozumienie rytmu rynku i tańczenie w jego takt. Czy to łatwe? Nie. Czy możliwe? Bitcoinowy hodler powie Wam: zdecydowanie tak!
