Szkolenie bez szkoleniowca: Zgubiłem się w labiryncie filmików
Współczesne technologie oferują nieskończone możliwości edukacyjne. W erze cyfrowej dostęp do wiedzy jest prostszy niż kiedykolwiek wcześniej. Jednak co się stanie, gdy nowoczesne narzędzia zostaną źle użyte? Oto moja opowieść o szkoleniu, które obiecywało wiele, a dostarczyło… no cóż, stare filmiki. Z entuzjazmem zapisałem się na szkolenie u Pana Phila Koniecznego. Nazwisko brzmiące jak obietnica niezwykłych doświadczeń, nieprawdaż? W głowie miałem wizje interaktywnych sesji, inspirujących dyskusji i praktycznych warsztatów. Zamiast tego dostałem link do archiwalnych filmów. Materiały przypominające bardziej muzeum niż nowoczesne narzędzie edukacyjne.
W świecie, gdzie YouTube i TikTok prześcigają się w dostarczaniu najświeższych treści, dostęp do starych filmików na szkoleniu brzmiał… no właśnie, jak żart. Czekałem na aktualizacje, na jakąkolwiek informację od szkoleniowca. Dni mijały, a ja wciąż czekałem, rozglądając się za jakimkolwiek znakiem życia. Nic. Żadnego kontaktu, żadnych sesji na żywo. Zaczynałem zastanawiać się, czy nie jestem przypadkiem uczestnikiem jakiegoś eksperymentu społecznego. Zrozumiałem, że w erze informacji najważniejsze jest nie tyle jej ilość, co jakość i kontekst. Nawet najlepsze materiały tracą na wartości, jeśli nie są aktualizowane i dostosowywane do bieżącej sytuacji. A interakcja? Bezpośredni kontakt z ekspertem? To klucz do skutecznego uczenia się.
Dlatego, drogi Panie Philu, prośba od uczestnika, który zgubił się wśród starych filmów: daj nam więcej niż tylko link. Daj nam doświadczenie, interakcję, uczestnictwo. Bo szkolenie to nie tylko materiały, to przede wszystkim ludzie, których możemy się czegoś nauczyć. Jeśli zaś materiały są przestarzałe, a kontaktu brak – cóż, może to być najdłuższy kurs, na jakim kiedykolwiek byłem.