Czas czytania w minutach: 4

Edukacja z wojskiem – wychowanie do dyscypliny czy tresura?

Niektórzy nazwą to nowoczesnym patriotyzmem, inni – cichym przedsionkiem militaryzacji społeczeństwa. Gdy do szkół wkracza wojsko, zaczyna się debata: czy to rzeczywiście „wzmacnianie wychowania obywatelskiego”, czy może raczej próba narzucenia dzieciom mundurowej narracji, zanim jeszcze zdążą zadać pierwsze poważne pytania?

Ministerstwo Obrony Narodowej ruszyło z programem „Edukacja z wojskiem”. Na pierwszy rzut oka – niewinnie. Jednodniowe zajęcia dla uczniów podstawówek i liceów: trochę o bezpieczeństwie, trochę o pierwszej pomocy, trochę o strzelaniu… znaczy się – o odpowiedzialności, samodyscyplinie, reagowaniu w sytuacjach kryzysowych. Tylko że pod tym „trochę” kryje się sporo polityki i jeszcze więcej symboliki.

Mundur w klasie

Nie chodzi o to, że wiedza o pierwszej pomocy jest zła – przeciwnie. Młodzież powinna wiedzieć, jak zatamować krwotok albo jak się zachować w czasie pożaru. Ale czy to wymaga obecności żołnierzy w szkołach, salutowania do flagi i ćwiczeń w szeregu? Czy nie można tego nauczyć bez przenoszenia narracji wojska do świata dzieci i młodzieży?

Dla wielu nauczycieli to tylko kolejny obowiązek – „zorganizować dzień z wojskiem”. Dla części uczniów – atrakcja. A dla niektórych rodziców – powód do niepokoju. Bo oto państwo zaczyna kształtować obywatela nie przez debatę, sztukę, kreatywność i samodzielne myślenie, ale przez musztrę, dyscyplinę i gotowość do rozkazów.

Historia uczy, ale nie wszyscy chcą się uczyć

To nie pierwszy raz, gdy państwo z mundurem zagląda do szkół. PRL też miał swoje harcerskie drużyny z akcentami militarnymi. I też mówił o patriotyzmie, wychowaniu obywatelskim, odpowiedzialności. Problem w tym, że za takimi inicjatywami często kryje się coś więcej – chęć wychowania lojalnego, posłusznego obywatela, który nie będzie pytał „dlaczego?”, tylko „jak mam służyć?”.

Czy naprawdę chcemy wracać do modelu, w którym państwo kształtuje młodych przez autorytet munduru, a nie przez autorytet wiedzy?

Niebezpieczna granica

Nie chodzi o histerię. Chodzi o refleksję. O to, byśmy – jako społeczeństwo – zastanowili się, dokąd prowadzi ta droga. Czy za kilka lat „dzień z wojskiem” nie zamieni się w „tydzień obrony narodowej”, a później w obowiązkowe klasy mundurowe?

Czy nie będziemy kształcić dzieci w duchu wojny, zamiast w duchu pokoju?

Państwo, które uczy młodych myślenia, jest silniejsze niż to, które uczy młodych musztry.

Czego naprawdę potrzeba?

Nie wojskowych instruktorów w klasie. Potrzeba nauczycieli, którzy potrafią zainteresować ucznia światem, który jest złożony, pełen niuansów, historii i przyszłości. Potrzeba edukacji opartej na empatii, logice, współpracy, a nie na komendach.

Bez wątpienia – obrona cywilna, pierwsza pomoc, bezpieczeństwo to ważne elementy. Ale niech nie będą pretekstem do wciskania młodym ludziom narracji o zagrożeniu, konieczności walki i gloryfikacji siły. Bo zbyt często od edukacji do indoktrynacji jest tylko jeden krok.

Edukacja z wojskiem
error: Zakaz kopiowania treści