Czas czytania w minutach: 5

W imię zmian na Ziemi – ile kosztuje nas ludzka egzystencja?

Od lat jesteśmy bombardowani hasłami o potrzebie walki ze zmianami klimatu. Zewsząd słyszymy, że nadchodzi ekologiczna katastrofa i że tylko radykalne działania mogą nas uratować. Ale czy ktokolwiek zastanawia się, jakie koszty naprawdę niesie ze sobą ta wojna? W imię ekologii i ochrony planety narzucane są nam coraz to bardziej drastyczne środki, które nie tylko mają wpływ na nasze codzienne życie, ale wydają się zmierzać do usunięcia z równania… nas samych.

Przyjrzyjmy się bliżej sytuacji. Podczas gdy rządy wymuszają na obywatelach zmniejszanie śladu węglowego i rezygnację z wygód, przedstawiciele elit latają prywatnymi odrzutowcami na konferencje klimatyczne. To ich luksusowe życie – prywatne samoloty, jachty, niesamowite rezydencje – generuje ślad węglowy, o którym przeciętny obywatel może tylko pomarzyć. A mimo to to właśnie my jesteśmy bombardowani narracją o ekologii i odpowiedzialności.

Ostatnio czytałem o naukowcu, który udowodnił, że w ciągu ostatnich 30 lat zawartość CO2 w powietrzu wzrosła zaledwie o 0,3%. Czy te dane rzeczywiście uzasadniają tak drastyczne środki, jakimi się nas straszy? Z jednej strony słyszymy, że musimy zredukować emisje CO2, a z drugiej, że to właśnie roślinność, której i tak mamy coraz mniej, potrzebuje dwutlenku węgla do przetrwania. Zastanawia mnie, czy aby na pewno każda z decyzji, jakie podejmują światowi liderzy, rzeczywiście ma na celu dobro Ziemi i ludzi, czy może to gra, w której stawką jest władza nad światem, w którym coraz mniej miejsca jest dla przeciętnego obywatela.

Jak to się stało, że troska o planetę zamienia się w walkę przeciwko ludziom? Wiemy, że naturalnym czynnikiem redukującym CO2 są lasy – ale to właśnie ich wycinka trwa w najlepsze. Chiny, choć są jednym z największych emitentów CO2, jednocześnie sadzą nowe lasy, aby pochłaniać część emisji. Dlaczego nie wszystkie kraje idą tą drogą? Dlaczego wycina się Amazonkę, „płuca świata”, zamiast inwestować w zalesianie? Czy naprawdę jest to w imię ekologii?

A co, jeśli te wszystkie zmiany zmierzają do kontroli nad każdym aspektem naszego życia? Systemy takie jak HAARP, które potencjalnie mogą wpływać na pogodę, wykorzystywane są w regionach, gdzie klęski żywiołowe wywołują powodzie czy susze. Czy to przypadek? Jakie będą skutki tych prób wpływania na klimat? W mojej opinii, manipulacja przy przyrodzie na tak wielką skalę to proszenie się o katastrofę. Każda ingerencja w naturalny porządek może odbić się katastrofalnie na środowisku, a jej koszty poniesiemy my, zwykli ludzie.

Kolejną kwestią jest zapowiadana redukcja emisji CO2 – brzmi dobrze na papierze, ale czy ktokolwiek zadał sobie pytanie, jakie będzie to miało skutki dla roślinności i ekosystemów? Rośliny potrzebują CO2 do fotosyntezy – to ich podstawowy „pokarm”. Im mniej CO2, tym gorzej dla roślinności. Każda próba ograniczenia jego ilości uderza w naturę, a więc pośrednio i w nas, którzy żyjemy dzięki ekosystemom, które toczą naturalny cykl.

Można by pomyśleć, że celem tych wszystkich działań jest stworzenie świata, w którym miejsce mają tylko ci, którzy mogą pozwolić sobie na życie w zgodzie z restrykcjami, które nam narzucają. To jak scenariusz z dystopijnego filmu, gdzie dostęp do świeżego powietrza, wody czy naturalnych zasobów jest przywilejem. Gdzie nie tyle ratuje się planetę, ile tworzy świat tylko dla wybranych, a dla reszty jest miejsce w kontrolowanych, sterylnych gettach.

Jeśli naprawdę chcemy ratować Ziemię, powinniśmy zacząć od tych, którzy są największymi trucicielami, zamiast zmuszać nas, zwykłych ludzi, do kolejnych wyrzeczeń. Ekologia powinna być sprawiedliwa i dostępna dla wszystkich. Dlatego czas mówić głośno – troska o planetę nie może oznaczać walki przeciwko ludziom.

W imię zmian na Ziemi – ile kosztuje nas ludzka egzystencja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Zakaz kopiowania treści