Bitkoina czas przemijania, czyli jak grube ryby odstawiają show

Czas czytania w minutach: 4

Kiedy w 2009 roku na świat przyszło małe, niepozorne dziecko o imieniu Bitcoin, nikt nie spodziewał się, że urośnie do rangi rewolucji. Ale cóż, nawet dzieci geniusze dorastają i… zaczynają borykać się z problemami dorosłości. Obecnie nasz ukochany BTC ma już szesnaście lat, a zachowuje się jak buntowniczy nastolatek: czasem skacze z radości na wykresach, a czasem stroi fochy, schodząc w czeluści czerwieni.

Hossa? A gdzie ona jest?

Miała być wielka hossa, wielkie powroty i nowy raj dla „ulicy”. Niestety, ulica gdzieś się zagubiła w miejskiej dżungli. Ci, którzy dawniej marzyli o „lambo na wiosnę”, teraz pytają, czy wystarczy im na kebaba w zimę. Gdzieś w tle słychać komentarze analityków: „No, ale przecież Halving był!”. Jasne, Halving, jak kometa Halleya, nadszedł, odszedł i miał przywrócić porządek, ale czy to wystarczy? Czy Halving załatwił sprawę, gdy grube ryby już dawno zrobiły sobie z rynku własny staw hodowlany?

Grube ryby i Kowalski

Obserwując, jak wielkie firmy, instytucje finansowe, a nawet całe państwa wpychają swoje łapska w Bitcoina, trudno nie dostrzec, że nasz kochany BTC zmienia się w eleganckiego bankiera w garniturze od Armaniego. Kiedyś Bitcoin był dla rebeliantów, dla tych, którzy chcieli krzyknąć światu „dość!”. A teraz? Teraz Kowalski nie może kupić BTC na spokojnie, bo musi najpierw udowodnić, że nie jest pralnią pieniędzy w ludzkiej postaci. Dziękujemy, banki i regulacje unijne, życie stało się jeszcze prostsze!

Bez ulicy nie ma hossy

Pamiętacie te czasy, kiedy znajomy fryzjer i pani z warzywniaka rzucali się na Bitcoina, jakby to był ostatni słoik Nutelli w promocji? To była prawdziwa ulica, serce hossy! A teraz? Fryzjer mówi, że „Bitcoin to bańka”, a pani z warzywniaka woli kupić cebulę, bo ta przynajmniej ma gwarantowaną wartość na obiad. Bez ulicy nie ma hossy – to wie każdy, kto przeżył 2017 rok. I choć banki i fundusze wchodzą na rynek jak na wybieg mody, bez entuzjazmu przeciętnego Kowalskiego, żadna cena nie osiągnie nowych szczytów.

Przyszłość Bitcoina: Matrix czy Monty Python?

Patrząc na to wszystko, trudno się nie zastanawiać, jak długo jeszcze potrwa ten spektakl. Czy Bitcoin stanie się ostatecznie cyfrowym złotem zamkniętym w sejfach wielkich banków, czy może powróci do korzeni jako rebeliancki duch wolności? Może kiedyś doczekamy się filmu „Bitcoin: Powrót Króla”, w którym ulica powstaje i wyprowadza BTC na nowe ATH? A może cała ta historia skończy się jak brytyjska komedia, w której śmiejemy się przez łzy, gdy banki regulują naszą „wolność”.

Bitcoin zostanie, ale dla kogo?

BTC to symbol – czy to rewolucji, czy ironii losu, zależy od perspektywy. Może nie dla każdego już teraz, może już nie dla ulicy, ale humorystycznie patrząc – nawet gdy BTC stanie się bankowym produktem premium, możemy zawsze wspominać czasy, gdy było to „cyfrowe złoto dla każdego”. I kto wie, może pewnego dnia Kowalski jednak rzuci tym bankowym garniturem w kąt i przypomni światu, że Bitcoin to coś więcej niż wykresy, regulacje i fundusze hedgingowe.

Bo w końcu, jak mawiają: Bitcoin umrze wtedy, kiedy przestaniemy o nim mówić. A to, moi drodzy, nie nastąpi prędko!

Bitkoina czas przemijania, czyli jak grube ryby odstawiają show

Dodaj komentarz

error: Zakaz kopiowania treści